czwartek, 1 września 2011

Recenzja "Qedesha"

Żądza władzy i jej wpływ na ludzkie życie


„Żyjesz długo i wzniesiesz się wysoko
Jeśli tylko poskromisz przypływ
Niezachwiany na najwyższej fali
Mknąc w kierunku wczesnego grobu”[1]

Qedesha to druga część trylogii Rafała Kossowskiego „Dzień, w którym upadł Kannan”, należąca do gatunku zazwyczaj omijanego przeze mnie szerokim łukiem. I mimo, że akcja dzieje się w czasach zupełnie znienawidzonych przed moją osobę pod względem historycznym, to opis na okładce „Perły”- pierwszej części cyklu, bardzo mnie zaciekawił.

Drugi tom „Quedesha” opowiada o dalszych losach pięknej Aberes, niegdyś nazywanej Perłą, która wraz ze swoją roczną córeczką rozpoczyna nowe życie. Ze wspaniałej królowej przemieniła się w zwykłą kobietę, a i teraz los nie szczędzi jej cierpień i  wymaga wielu wyrzeczeń.  Przez intrygi dawnych poddanych była zmuszona uciekać, ale rodzina nie przyjęła jej z otwartymi ramionami.  Razem ze swoją przyjaciółką Vini odkupuje karczmę, rozpoczyna pracę (o której kiedyś marzyła, ale z czasem nie wydaje jej się tak fantastyczna jak przedtem) i próbuje ustatkować się od nowa pod przybranym imieniem Rechabe. Kannan rośnie w siłę, a do miasta przybywa prześladowca Aberes Hetammu. Ona zamknęła już tamten rozdział, ale czy jej wrogowie nie pamiętają już o swojej  dawnej pięknej królowej?

Kolejna część serii Rafała Kossowskiego stawia przed nami te same pytania, co Perła, aczkolwiek obydwie powieści różnią się od siebie diametralnie. Ile może być warte szczęście? Czy dobro może pokonać zło? Jaka jest moc ciemnej strony? Co można sprzedać za władzę? To wszystko potrafi uświadomić nam cykl „Dzień, w którym upadł Kannan”. Niestety nie zdążyłam przeczytać pierwszej części- „Perły” w całości. Dobrnęłam do 60 strony, ale przez to wiele wątków z „Qedeshy” było dla mnie kompletnie niejasnych. Drugi tom w odróżnieniu do pierwszego porusza problemy Aberes, która nie boryka się już z intrygami przeciwko jej mężowi, lecz pracuje i stara się zapewnić byt dla małej córeczki. Nie przestała kochać Gemre i to staje się jej udręką. Jej serce przepełnia tęsknota za rodziną, którą w pewnym momencie swojego życia zdradziła, a zarazem wewnętrzna niechęć do własnej osoby. Mieszka już nie w pałacu, ale w karczmie, musi samodzielnie sprzątać, gotować i zajmować się swoją pociechą. Na domiar złego zjadają ją wyrzuty sumienia, a za murami miasta coraz bardziej rośnie napięcie. Potężny Kannan staje w obliczu wojny, a dla zwykłych mieszkańców może to oznaczać tylko jedno- śmierć i zniszczenie. W dodatku jej przeszłość stawia ją przed trudnymi wyborami.

Język w tej powieści jest ciężki, pełen opisów oraz długich wyjaśnień, które czasami wydawały mi się niepotrzebne. Z drugiej strony wiele słów  pochodzących z innych języków tudzież Qedesha nie były  mi znane dopóty nie zajrzałam do odpowiednich źródeł. Autor stwarzał pozory niebywale wyedukowanego w dziedzinie czasów starożytnych, aczkolwiek muszę stwierdzić, że dla mnie człowieka nie zainteresowanego tą epoką język stawał się uporczywy i nieprzystępny. Kolejnym mankamentem powieści jest format i czcionka książki. Moim zdaniem druk był unikatowy, ale kompletnie nieprzystosowany do dłuższego czytania. Format niewiele większy od tradycyjnego egzemplarza ciążył mi w rękach i musiałam sobie robić przerwy w lekturze. Dodatkowo powieść była pisana z dwóch punktów widzenia. Z jednej strony Aberes, a z drugiej życie królewskie na zamku. Szczerze powiedziawszy sprawy nowej królowej, która była według mnie niebywale irytującą postacią i króla oraz jego poczynania wojenne bardzo mnie nużyły. Ciągła obecność patosu i wyniosłości w pałacu czy w mowie Rechabe i jej przyjaciół była zbędna i naciągana. Mimo iż akcja dzieje się kilkaset klat przed naszą erą, to dało się wyuczyć elementy modernistyczne. Wiele razy przyłapałam autora na błędzie powtórzeniowym, co w takiej pracy nie powinno mieć miejsca. Pisarz namieszał imionami, które były nadawane nawet postaciom grającym rolę epizodyczną! Jeżeli chodzi o plusy, to pisarz umieścił przed każdym rozdziałem fragment wiersza, piosenki czy Pisma Świętego, co było dla mnie nowością i miłym zaskoczeniem.

Książka zainteresowała mnie, ponieważ rzadko w dobie dwudziestego pierwszego wieku spotykamy powieści o starożytnym Egipcie czy czasach przed naszą erą. Perłę wygrałam w konkursie nakapanie.pl i opis na okładce bardzo mnie zaciekawił, a mianowicie osoba Aberes wpleciona w taką fabułę. Długo nie mogłam się przełamać do pierwszej części, ale w końcu to zrobiłam i ten czas niestety uważam za stracony. Owszem są wątki, które potrafią w „Qedeshy” zaintrygować, jednak nie sądzę, aby ktoś na dłuższą metę mógł zakochać się w powieści o Kannanie.

Tak jak już to wcześniej powiedziałam „Qedesha” nie przypadła mi do gustu, głównie z powodu języka Rafała Kossowskiego. Co więcej, czasy starożytności nie od dziś wiadomo, że nie są łatwymi do omawiana chociażby na historii, a co dopiero mówić o książce. Bywają również pasjonaci takich lektur, więc takim ludziom mogę śmiało polecić „Qedeshę”. Z pewnością nie jest to utwór dla nastolatków, gdyż na swoim przykładzie mogę stwierdzić, iż gdybym nie musiała przeczytać tej książki ze względu na umowę z serwisem na pewno nie dokończyłabym jej.

Książka została przekazana przez portal o książkach nakanapie.pl. http://nakanapie.pl/book/713871/qedesha.htm
http://nakanapie.pl/autor/rafal-kosowski


[1] Pink Floyd, fragment piosenki Breathe z albumu Dark side of the moon

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi gościu!
Skoro odwiedziłeś mojego bloga zostaw po sobie jakiś ślad. Będzie mi bardzo miło :)

You might also like:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...