niedziela, 9 września 2012

"Listy do dzieci" Takashi Nagai


Tytuł: "Listy do dzieci" 
Autor: Takashi Nagai 
Ilość stron: 216 
Moja ocena: 7+/10 

„Listy do dzieci” – książka, która z pozoru wydawała się jedną z poczytajek na dwa wieczory, tak zwany wyciskacz łez. I tutaj się mocno zdziwiłam, ponieważ zastałam coś zupełnie innego, a mianowicie testament ojca śmiertelnie chorego, który był bardzo konkretny i praktyczny, co mnie początkowo zbiło z tropu, ale później…

Książka jest pisana w formie jednego długiego listu. Nadawcą jest lekarz radiolog, który w skutek prowadzonych badań eksperymentalnych z pierwiastkami promieniotwórczymi zapada na ostrą chorobę popromienną. Felerny dzień, w którym jego miasto – Nagasaki ulega całkowitemu zniszczeniu krzyżuje jego plany. Świadomy swojej rychłej śmierci pisze testament dla swoich dzieci (ale nie tylko), który skupia uwagę na uregulowaniu dorobku moralnego i kulturalnego autora.



Po przejściu przez wstęp i inne „pitu, pitu” przeżyłam nie lada szok. Otóż książka, na której miałam się popłakać i powzdychać okazała się dziełem osoby bardzo konkretnej. Narrator – lekarz nie skupił uwagi na sobie i na swoim cierpieniu związanym zarówno z chorobą, jak i troską o swoje dzieci, ale napisał zwięzły referat na temat tego, co mu się podoba lub nie w obecnej sytuacji jego kraju, a czego nie chciałby, aby spotkało jego dzieci kiedy go zabraknie. Z jednej strony w książce poruszane są problemy moralne i kulturowe, nad którymi autor długo się rozwodzi niejednokrotnie cytując Nowy Testament. Nie pozostawia jednak kwestii materialnych i organizacyjnych bez komentarza – uważam, że jego rady i spostrzeżenia odnoszące się do sierocińców aktualne są nawet w XXI wieku.

„Listy do dzieci” nie są utworem na pięć minut. Przyznam szczerze, że ja tę książkę czytałam dosyć długo, bo ponad 2 tygodnie, co nie znaczy, że się nudziłam przy jej lekturze. Po prostu trzeba się nastawić, że autor to nie doświadczony pisarz, ale osoba praktyczna, zmagająca się z okropną chorobą i mająca na głowie milion problemów. Były plusy to teraz czas na minusy – a konkretnie na jeden. Otóż nie wiem który tłumacz nawalił (czy angielsko – japoński, czy polsko – angielski), ale czasem przekład był dosłownie niedorzeczny!

Podsumowując, nie żałuję, że sięgnęłam po tę książkę. Czuję, że w pewnej sferze ubogaciła mnie  i to bardzo, a o to chodzi w czytaniu. Trzeba uzbroić się w cierpliwość, aby przebrnąć, jednak polecam lekturę tej książki. Cieszę się, że miałam okazję czytać ten utwór akurat w czasie kiedy nastąpiły niebagatelne zmiany w moim światopoglądzie, ponieważ wnioski jakie wyciągnęłam z „Listów do dzieci” bardzo mi pomogły. Ogółem oceniam na duży plus.

Za możliwość przeczytania dziękuję Pani Annie z wydawnictwa PROMIC


7 komentarzy:

  1. raczej nie dla mnie, nie czuję się zainteresowana lekturą, także niestety, ale odpuszczam
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Zachęciłaś mnie do tej książki,z pewnością przeczytam ją w najbliższym czasie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Książka raczej nie dla mnie, przynajmniej na ten czas...

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmm nie wykluczam, że gdy będę mieć okazję to ją przeczytam ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. właśnie się rozglądam za tą książką :)

    OdpowiedzUsuń

Drogi gościu!
Skoro odwiedziłeś mojego bloga zostaw po sobie jakiś ślad. Będzie mi bardzo miło :)

You might also like:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...