Tytuł: "Listy do dzieci"
Autor: Takashi Nagai
Ilość stron: 216
Moja ocena: 7+/10
„Listy do dzieci” – książka, która z pozoru wydawała się
jedną z poczytajek na dwa wieczory, tak zwany wyciskacz łez. I tutaj się mocno
zdziwiłam, ponieważ zastałam coś zupełnie innego, a mianowicie testament ojca
śmiertelnie chorego, który był bardzo konkretny i praktyczny, co mnie
początkowo zbiło z tropu, ale później…
Książka jest pisana w formie jednego długiego listu. Nadawcą
jest lekarz radiolog, który w skutek prowadzonych badań eksperymentalnych z
pierwiastkami promieniotwórczymi zapada na ostrą chorobę popromienną. Felerny
dzień, w którym jego miasto – Nagasaki ulega całkowitemu zniszczeniu krzyżuje
jego plany. Świadomy swojej rychłej śmierci pisze testament dla swoich dzieci (ale
nie tylko), który skupia uwagę na uregulowaniu dorobku moralnego i kulturalnego
autora.
Po przejściu przez wstęp i inne „pitu, pitu” przeżyłam nie lada
szok. Otóż książka, na której miałam się popłakać i powzdychać okazała się
dziełem osoby bardzo konkretnej. Narrator – lekarz nie skupił uwagi na sobie i
na swoim cierpieniu związanym zarówno z chorobą, jak i troską o swoje dzieci,
ale napisał zwięzły referat na temat tego, co mu się podoba lub nie w obecnej
sytuacji jego kraju, a czego nie chciałby, aby spotkało jego dzieci kiedy go
zabraknie. Z jednej strony w książce poruszane są problemy moralne i kulturowe,
nad którymi autor długo się rozwodzi niejednokrotnie cytując Nowy Testament. Nie
pozostawia jednak kwestii materialnych i organizacyjnych bez komentarza –
uważam, że jego rady i spostrzeżenia odnoszące się do sierocińców aktualne są
nawet w XXI wieku.
„Listy do dzieci” nie są utworem na pięć minut. Przyznam
szczerze, że ja tę książkę czytałam dosyć długo, bo ponad 2 tygodnie, co nie
znaczy, że się nudziłam przy jej lekturze. Po prostu trzeba się nastawić, że
autor to nie doświadczony pisarz, ale osoba praktyczna, zmagająca się z okropną
chorobą i mająca na głowie milion problemów. Były plusy to teraz czas na minusy
– a konkretnie na jeden. Otóż nie wiem który tłumacz nawalił (czy angielsko –
japoński, czy polsko – angielski), ale czasem przekład był dosłownie
niedorzeczny!
Podsumowując, nie żałuję, że sięgnęłam po tę książkę. Czuję,
że w pewnej sferze ubogaciła mnie i to
bardzo, a o to chodzi w czytaniu. Trzeba uzbroić się w cierpliwość, aby przebrnąć,
jednak polecam lekturę tej książki. Cieszę się, że miałam okazję czytać ten
utwór akurat w czasie kiedy nastąpiły niebagatelne zmiany w moim światopoglądzie,
ponieważ wnioski jakie wyciągnęłam z „Listów do dzieci” bardzo mi pomogły. Ogółem
oceniam na duży plus.
Za możliwość przeczytania dziękuję Pani Annie z wydawnictwa PROMIC
raczej nie dla mnie, nie czuję się zainteresowana lekturą, także niestety, ale odpuszczam
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Zachęciłaś mnie do tej książki,z pewnością przeczytam ją w najbliższym czasie ;)
OdpowiedzUsuńKsiążka raczej nie dla mnie, przynajmniej na ten czas...
OdpowiedzUsuńOd dawna interesuje mnie ta książka :)
OdpowiedzUsuńJak na razie odpuszczę :)
OdpowiedzUsuńHmm nie wykluczam, że gdy będę mieć okazję to ją przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
właśnie się rozglądam za tą książką :)
OdpowiedzUsuń